Przychodzi takim moment w życiu biegacza, że nie wystarcza mu samo regularne bieganie, zmaganie się ze swoimi słabościami. Nadchodzi czas, kiedy zaczyna rozglądać się za startami w zawodach. Nie ważne, czy to zawody na 5 km, 10 km, czy może półmaraton, ważne, że mamy zapał.
W moim życiu również przyszedł taki moment. Po kilku biegach na 5, 10 km postanowiłem, zresztą trochę spontanicznie, wystartować w V Bytomskim Półmaratonie, na pełnej jego trasie.
W związku z tym, że była to dla mnie nowość, postanowiłem podzielić się z Wami odczuciami, wrażeniami i przebiegiem imprezy.
Zapisy:
Zapisy na zawody odbywały się elektronicznie, a sam udział w zawodach kosztował 40 zł. W momencie, kiedy zapisywałem się na listę było 500 osób. Ostatecznie na listę wpisało się 1808 osób, co zresztą zaskoczyło nawet organizatorów zawodów.
Sobota, dzień przed zawodami:
Odebrałem pakiet startowy, więc nie musiałem się spieszyć w dniu zawodów. Wieczorem na spokojnie przygotowałem sobie ubranka, wplotłem chip w sznurowadła (pierwszy raz w życiu). Dzień przed zawodami był ogólnie dniem przygotowań. Makaronowa uczta na obiad, czyli dużo makaronu, który uwielbiam. Były też słodycze, których unikam, co tu dużo mówić było dobrze.
Niedziela, czyli dzień zawodów.
Pobudka godzina 7. Ogólnie obudziłem się wyspany i pełny energii, pomimo, że nie poszedłem wcześnie spać.
Śniadanie:
Zgodnie z zaleceniami wyczytanymi na blogach załadowałem w siebie dużo energii. Na pierwszy ogień poszło musli z bakaliami z minimalną ilością mleka. Na drugi ogień poszły dwie kromki z minimalną ilością masła, ale za to dużą ilością miodu. Do tego kawa.
W drogę:
Szybkie sprawdzenie, czy wszystko jest i można wyruszyć do sąsiedniego miasta zwanego Bytomiem. Na miejscu byłem 2h przed zawodami, co ostatecznie okazało się nie najgorszym pomysłem, ponieważ miałem czas na podziwianie zawodów dzieciaków i chłonięcie atmosfery wydarzeń dookoła. Był czas na krótką rozgrzewkę, rozmowy ze znajomymi, ostatniego banana.
Czemu mówię krótka rozgrzewka ? Bo nie zależało mi na super czasie, a bieg na tyle długi, że mięśnie będą miały czas na rozgrzanie.
Godzina 10:45 rozpoczęło ustawianie się na starcie. Jako, że było nas ponad 1800 ludzi trochę to trwało. 10:50 wystartowały zawody niepełnosprawnych. 10 minut później przyszedł czas na nas…
Odliczanie… uruchomienie Endomondo + muzyki… i poszli…
No właśnie, poszła czołówka, bo zanim doszło do nas trochę potrwało.
Przyszła jednak i na mnie pora, więc ruszyłem.
Wrażenie niesamowite, taka ilość biegaczy w jednym miejscu. Biegło się fajnie, nawet dość trudne podbiegi mijały bez większego bólu. Pierwsze 5 km, pierwszy punkt żywienia, kawałek banana, łyk wody i lecimy dalej. Pierwsze 10 km przeleciało tak szybko, że nie zauważyłem (treningi zrobiły swoje).
Tłum ludzi przerósł moje oczekiwania. Setki ludzi krzyczących, dopingujących… reeewelacja.
Zaczęło się drugie okrążenie.
Tu już było momentami boleśnie. Trasa ma dość dużo podbiegów i nie sprzyja zmęczonymi biegaczom. Jednak nie było czasu na zwątpienie, w końcu muszę to zrobić !. Wszechobecny doping ludzi, brawa na całej trasie, nie można się zatrzymać. Pierwszy kryzys pojawił się na 15 km, akurat na podbiegu, ale szybko wciągnąłem żela, do tego woda, banan i po chwili energia wróciła. Do 19 km szło gładko. Potem już była meta. Niestety położona na podbiegu. Adrenalina się uruchomiła i dodałem gazu … znowu krzyk ludzi, doping, gwizdy, brawa… jeszcze 200 m, jeszcze 100, przebijam piątkę z organizatorem… wpadam na metę.
Meta:
Wszystko dzieje się tak szybko, że nie mam czasu na myślenie. Ktoś zakłada mi medal, ktoś wkłada mi w rękę butelkę z piciem. Idę dalej, mówią, żeby oddać chip… klękam, rozplątuję sznurówki, oddaje, ale nie mam siły zawiązać… schodzę na bok, siadam pod słupem…wszystko mi jedno, mam medal, jestem szczęśliwy, ukończyłem pierwszy półmaraton
Zakładałem ponad 2h, czas wykręciłem mocny
Miejsce 555 z czasem brutto 01:49:37
Słów kilka o organizacji zawodów:
Wszystko było zorganizowane na najwyższym poziomie. Na koniec lekkie zgrzyty przy losowaniu nagród, ale generalnie nie było się czego przyczepić. Co tu dużo mówić, dbali o nas. Gratulacje dla organizatorów, podziękowania dla wolontariuszy, kibiców i wszystkich bezimiennych
Podsumowanie:
Było warto. Przeżycie jedyne w swoim rodzaju. To co dzieje się w głowie biegacza w trakcie walki z samym sobą przechodzi wszelkie oczekiwania. Niesamowita mieszanka adrenaliny i endorfin. Trenujcie, startujcie!
Maciek – człowiek uzależniony od ruchu. Ruch nie jest dla mnie tylko formą spędzania czasu, ale stał się nieodłącznym elementem mojego życia, filozofią, której staram się poświęcać każdą wolną chwilę.
Prowadzę bloga: www.uzaleznionyodruchu.pl
To był fajny bieg.
Spoko relacja.