Raz pod górkę, raz z górki

plotki

Przedwczoraj wyszedłem pobiegać z zamiarem odbycia lekkiego treningu, czyli 10 km w tempie maratonu. Od pierwszych kroków bolało mnie wszystko: od podeszwy, poprzez mięśnie, kończąc na żołądku. Nie byłem w stanie utrzymać tempa 5:30/km, w pewnym momencie żołądek już tak mi doskwierał, że po 8 km biegu przeszedłem do marszu i wróciłem do domu.

Dzisiaj obudziłem się z katarem i bólem gardła. W planie miałem treningowy półmaraton tempem 5:10/km, czyli o 20 sekund szybciej niż zakładane tempo na maraton. Bałem się tego dystansu i tego tempa, a bolące gardło było rozsądnym pretekstem, aby jednak nie biec. Na śniadanie dwie bułki i herbata. Potem jedna kawa. Później byłem poza domem, wracając wstąpiłem do pizzeri i o godz. 16 zjadłem trzy kawałki pizzy. Popiłem je szklanką wody. 20 minut później założyłem buty i poszedłem biec. Z wciąż lekko bolącym gardłem, właściwie bez odpowiedniego nawodnienie i kilka minut po obiedzie.

Na pierwszym kilometrze Garmin nie mógł się chyba dostroić z satelitą i pokazywał zbyt wolne tempo. Czułem, że biegnę szybko, a na ekranie było 6:00, potem 5:40, w końcu kilometr skończył się na 5:16. Po 200 metrach kolejnego kilometra zegarek pokazał w końcu rzeczywiste tempo – poniżej 4:40/km. Ponad pół minuty za szybko. Zwolniłem, jednak tempo cały czas miałem poniżej 5:00/km. Przebiegłem tak 2. kilometr, 3, 5, 10. W kieszonce miałem 10 zł, aby kupić na półmetku jakiś napój, ale nie chciało mi się ani pić, ani zatrzymywać, więc biegłem dalej. Pokonałem 12. kilometr, 15, 17, a na ostatnich czterech… lekko przyspieszyłem.

Przebiegłem ten treningowy półmaraton ze średnią prędkością 4:48/km w czasie 1:41:23. Warto tutaj zaznaczyć, że mój rekord na zawodach na tym dystansie to… 1:49:04. Oficjalny półmaraton biegłem jak dotąd tylko raz, w marcu był 8. Półmaraton Warszawski i wtedy to tyle nabiegałem.

Po ponad roku biegania nie potrafię ciąglę stwierdzić, co wpływa na moją dyspozycję. Często mam dni naprawdę fatalne, tak jak choćby przedwczoraj, kiedy nie dałem rady zrobić jednego 10-kilometrowego kółka. Dla kontrastu jest dzień dzisiejszy – przeziębienie, brak dobrego jedzenia i picia, a mimo to wychodzę i pokonuję 21 km bez łyka wody w czasie, który jeszcze wczoraj wydawał mi się nieosiągalny.

1 Comment

  1. Czasami tak jest, trzeba to przetrwać. Niekiedy potrzebna jest mała przerwa, aby powrócić silniejszym :)

Dodaj komentarz