Poezja jest chorobą niektórych ludzi, podobnie jak perła jest cierpieniem ostrygi – pisał Heinrich Heine. A bieganie? Bieganie… też jest chorobą niektórych ludzi.
Bardzo dawno temu byłem aktywny. Jeszcze w szkole podstawowej trenowałem koszykówkę, grałem w inne gry zespołowe, z wuefu zawsze na koniec 6 – bez wysiłku. Z czasem jednak to wszystko zaczęło powoli wygasać. Moja ostatnia w miarę regularna aktywność fizyczna (lekcja wf z siatkówki) była na studiach.
Minęło 11 długich lat. Nie było z kim pograć w piłkę czy kosza, większość tego czasu spędziłem w domu, a mój kontakt ze sportem ograniczał się do oglądania w telewizji relacji z meczy Ligi Mistrzów, skoków narciarskich, wyścigów Formuły 1.
Pewnej nocy przyśniło mi się, że biegnę. Lekko, przyjemnie, powietrze opływa moje ciało. Nigdy nie lubiłem biegania. Byłem szybki, zwinny, grając w kosza zdobywałem mnóstwo punktów z kontrataków, ale dłuższe przebieżki na obozach sportowych były dla mnie udręką.
Sen o bieganiu co jakiś czas powracał. W głowie zaczęła kiełkować myśl: może jednak warto spróbować. Nie, to nie dla mnie. Nie chce mi się. Mijały kolejne miesiące.
30 czerwca 2012 roku żar lał się z nieba. Termometr pokazywał 33 stopnie Celsjusza. Zjadłem obiad, założyłem buty, wyszedłem z domu. I pobiegłem przed siebie.
To jak zew natury
pozdrawiam i udanych wybiegań życzę